środa, 15 lipca 2015

Bry!

Post informacyjny:

Nie mogłam się powstrzymać.
Od 17 maja siedzi mi coś w głowie.
17 maja powstało, ale po powstaniu umarło.
Wskrzesiłam to.
Johhny.
Pojawił się prolog.
Zapraszam do czytania, komentowania (!) i obserwowania.
Mimo iż pojawił się prolog, planowany początek przewidziany jest na wrzesień.
Idę spać.
Serio.
20:15 Em idzie spać.
Dobranoc!

Say something.

wtorek, 14 lipca 2015

Sen jedenasty


Dla delivery, która potrafi czytać w myślach...

     Dziesięć minut później razem z Włodarczykiem pędziliśmy do łódzkiego szpitala. Zadawałam sobie pytania jak to możliwe. Wojtek starał się mnie uspokoić jednak wszystko na marne. Ta godzina drogi była jak najstraszliwszy horror, koszmar, sen, z którego miałam się zaraz wybudzić. Cholernie się o niego bałam. Mimo że nasze relacje nie były najlepsze, ba! ich wcale nie było, zdenerwowanie było ogromne. Przed północą parkowaliśmy pod szpitalem. Zanim przyjmujący dobrze wyłączył silnik ja już biegłam do drzwi wejściowych izby przyjęć. Stanęłam przy okienku i zaczęło się...
-Przywieziono tu z wypadku mojego brata, Robert Olczak. - powiedziałam starając się tamować łzy.
-Pani jest siostrą, tak?
-Skoro mówię, że przywieziono brata to chyba tak!
Kobieta w podeszłym wieku spojrzała na mnie ze współczującą miną. Po chwili głęboko westchnęła i wyciągnęła kartotekę. Przed oczami pojawiły mi się najczarniejsze scenariusze.
-Niestety, pani brat nie żyje. Zmarł w drodze do szpitala. Przykro mi.
Jej sposób mówienia.. sztuczna mina.. Powoli odeszłam od okienka i wybuchnęłam płaczem. Zaraz obok mnie pojawił się Wojtek, który dopiero teraz wszedł do szpitala. Nie miał na sobie kurtki, nie zdążył jej nawet założyć. Widząc mój stan szybko znalazł się przede mną i mocno do siebie przytulił. Cicho łkałam. Właśnie rozgrywał się mój dramat. Przyjmujący ulokował swoją dużą dłoń na mojej głowie i delikatnie gładził po włosach.
-Wojtek... - chlipnęłam.
-Cśś.. Nic nie mów..
-Wojtek.. On nie żyje!
-Karol... - westchnął wtulając mnie w siebie jeszcze mocniej. - Tak mi przykro. Ale nie martw się. Razem damy radę.
-Karolina... - usłyszałam za plecami cichy damski głos. Z niechęcią odsunęłam się od Włodarczyka i spojrzałam na swoją matkę. Nadal miałam do niej i ojca żal o to co zrobili.
-Co się właściwie stało?
-Wracał do domu.. Na przeciwnym pasie ktoś wyprzedał...
-Wojtek, zabierz mnie stąd. Błagam...
-To ty jesteś chłopakiem Karoli, tak? - zapytała cicho mama.
-Tak.. Wojtek Włodarczyk..
-W fajnych okolicznościach się poznajecie, nie ma co.. Wojtek, jedźmy do domu..

     Po pierwszej w nocy byliśmy już w moim mieszkaniu. Siatkarz postawił wodę na gorącą czekoladę, a ja siedziałam na parapecie i przyglądałam się widokowi za oknem. Dlaczego? Dlaczego Robert? To pytanie nie dawało mi spokoju. Nie mieliśmy w ostatnim czasie wielkiego kontaktu... ale to był mój brat! Brat, który zawsze mnie chronił. Przemknęłam oczy, nie pozwalając słonym kroplom wypływać z moich oczu. Poczułam obecność Wojtka. Wcisnął mi w ręce biały kubek z czekoladą i pocałował w czoło.
-To się już stało naszą tradycją. - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
-Spokojnie, zrobiłem zapas. Napewno nie zabraknie.

     Huk. W tamtym momencie przez moje drobne ciało przeszedł ogromny dreszcz, a Włodarczyk przycisnął mnie jeszcze mocniej do swojego ciała. Właśnie w tamtej chwili dębowa trumna, w której znajdowało się ciało mojego brata, głośno odbiła się od dna grobu. Wszyscy wokół przyglądali się nam. Powód był prosty - nie wiedzieli kim jest przyjmujący i co robi z małą Karolinką.  Cieszyłam się, że siatkarz jest ze mną w tym trudnym dla mnie momencie. Narkotyki, rozwód rodziców, akcja z Anką, śmierć Roberta... to wszystko prowadziło do mojej nieuniknionej zagłady. Stałam się bohaterem tragicznym własnego życia. Był przed ostatni dzień dwa tysiące trzynastego roku. Nie ma co, super kończę i zaczynam rok. Wczesnym wieczorem byłam już w swoim mieszkaniu. Szybko ściągnęłam czarną sukienkę i wrzuciłam już niedbale do szafy. Miałam dość. Spojrzałam na Wojtka. Właśnie odwieszał marynarkę na wieszak i przebierał się w luźniejsze ubrania.
-Jedź do domu.. - powiedziałam cicho. - Wyśpij się, bo jutro idziesz sylwestra do Karola.
-Zwariowałaś? - zadał pytanie retoryczne. - Nigdzie nie idę. Zostaję z tobą.
-Nie będę ci psuć imprezy. Lepiej będzie jeśli pójdziesz do Karola.
-Lepiej wiem co mam zrobić. - przytulił mnie do siebie. - Mam zamiar spędzić pierwszego sylwestra ze swoją dziewczyną w jej albo moim mieszkaniu, oglądając nudne filmy, wpychając w siebie tonę jedzenia i mam też zamiar o północy powitać z nią Nowy Rok. I czy ci się to podoba czy nie, zrealizuję swój plan.
Głośno westchnęłam. Oparłam czoło o jego klatkę piersiową i zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Zakręciło mi się w głowie. Chwiejnym krokiem podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Usiadłam na parapecie i wdychałam zimne powietrze.
-Zwariowałaś?! - zadał to samo pytanie co dosłownie minutę wcześniej. Tyle, że tym razem był śmiertelnie poważny. - Jest środek zimy, kobieto! Chcesz wylądować w szpitalu?!
Włodarczyk szybko zdjął mnie z parapetu i zamknął okno, a następnie zaniósł mnie do łóżka i szczelnie opatulił kołdrą. Pocałował delikatnie w czoło i oznajmiając, że idzie wziąć prysznic, wyszedł z sypialni. 

Wojciech....

     Sięgnąłem po telefon, który od kilku dobrych minut dawał znać, że jednak istnieje. Spojrzałem na wyświetlacz - widząc zdjęcie uśmiechniętej od ucha do ucha Karoliny zrobiło mi się cieplej na sercu. Zaraz jednak oprzytomniałem - przypomniałem sobie co tak naprawdę chciałem zrobić. Przy ikonce z żółtą kopertą widniała cyfra siedem. Kliknąłem na nią i po chwili szybko czytałem smsy. Rejestrowałem tylko poszczególne słowa. Sylwester, Bielsko, Martyna, impreza, alkohol. Nie byłam w stanie przeczytać szczegółowo wiadomości. Domyśliłem się, że Kamil zapraszał mnie i Karolę na sylwestra. W tym momencie przyszedł nowy sms.

Stary, ja się nie chcę narzucać. Wystarczy, że napiszesz "nie" i tyle :p

Automatycznie włączyłem pierwszego smsa od Kwasowskiego i zdałem sobie sprawę, że został wysłany cztery dni temu. Przez te cztery doby nie było ze mną kontaktu. Podrapałem się po głowie, myśląc co odpisać przyjacielowi. Najlepiej prawdę, ale przecież nie powiem wprost o co chodzi... 

Kamil, przepraszam, że się nie odzywałem. Mam teraz bardzo dużo rzeczy na głowie. Wszystko się pierdoli. I to tak doszczętnie. Przepraszam, nie przyjedziemy.


***

Króciutko :)
Wybaczcie, mam masę spraw na głowie.
Win, wstałam o 5 - rozdział jest!

Ogłoszenia duszpasterskie: Miałam przez wakacje zacząć Jaśka. Wiem. Ale codziennie pracuję, nie mam w ogóle czasu. Przewidywany początek Say something - wrzesień.

Edit: Pytanie za sto punktów! Wie ktoś skąd dokładnie pochodzi Johnny? ._. Błagam, tylko nie Bydgoszcz, bo to mi niszczy koncepcję bloga!! :(

Em.