poniedziałek, 29 czerwca 2015

Sen dziesiąty

     Oczywiste było to, że wybrałam Jego. To nie On postawił mi warunek. To nie On kazał wybierać. To On był w tych trudnych chwilach. Po tygodniu wróciłam do swojego mieszkania. Mimo namawiań Wojtka nie zostałam dłużej u niego. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po powrocie było wymienienie zamka w drzwiach. Nie miałam pewności czy Jabecka nie dorobiła sobie dodatkowych kluczy. Jeden komplet do nowego zamka zostawiłam u Włodarczyka. Zdenerwowanie powoli mijało i staram się nie myśleć o Ance. Wyrzuciłam ją z głowy, a jedyne co po niej zostało to wspomnienia.
Leżałam na kanapie. Głowę miałam ułożoną na kolanach chłopaka, a ten bawił się kosmykami moich włosów. Opowiadał mi o początkach swojej kariery. Z jego opowieści wynikało, że Andrychów – miasto, w którym się wychował – żyło siatkówką. Na wspomnienie ostatnich meczy w MKSie uśmiechał się. Potem Spała, pierwsza liga w Bielsku i niespodziewana propozycja z Austrii.
-Cholernie się bałem. - powiedział. - Że nie dam rady, że się tam nie odnajdę. Że nie poradzę sobie z językiem.. I że niewiele tam osiągnę...
-A było złoto.
-Pierwsze poważne złoto w mojej karierze. - uniósł prawy kącik ust ku górze.
-W tym sezonie też je zdobędziesz.

     Zamyślił się. Jego wzrok utkwił w szeregu książek i albumów na ciemnym regale. Przeprosił mnie i zdjął z szafki gruby album ze zdjęciami. Po chwili usiadł tuż obok mnie i otworzył książkę na pierwszej stronie.
-Dostałem go w pakiecie z prezentem na osiemnastkę. - poinformował. - Moja mama kocha zdjęcia. Te zbierała odkąd się urodziłem. 
Na pierwszej karcie było zdjęcie ultrasonograficzne. Wojtek poprawił spadający mu z kolan album i ostrożnie wyjął fotografię.
-Tu mam głowę.. - wskazał palcem na kartkę. - Tu rączki, nóżki.. A tu.. No.
-No, nie powiem. Urosłeś.
-Zboczuch! - dźgnął mnie palcem w żebra.
Przejęłam album i sama oglądałam fotografie, a Wojtek opowiadał anegdoty z nimi związane. Kiedy po kilkunastu minutach przełożyłam kolejną stronę, na zdjęciu ujrzałam Wojtka z niską blondynką. Miał wtedy na oko siedemnaście lat.
-A do tego zdjęcia mam ogromny sentyment. - westchnął.
-Twoja pierwsza dziewczyna?
-Tak. Agata. Byliśmy razem krótko ponad rok.
-Dlaczego zerwaliście? - zapytałam delikatnie.
-Jej ojciec był biznesmenem. Robił interesy po całej Polsce, więc często się przeprowadzali. Ja pojechałem do Spały Kurna, kochałem ją. Choć teraz nie wiem czy to można nazwać miłością. Byliśmy gówniarzami..
-Ej, bo zaczynam być zazdrosna. - zaśmiałam się chcą rozchmurzyć chłopaka.
-Nie musisz. - usiadł przodem do mnie i lekko się uśmiechnął. - Nie masz o co.
Po chwili zakończyliśmy oglądanie pamiątek siatkarza. Wyciągnęłam swoje długie nogi na niski stolik, a Wojtek mocno mnie przytulił do siebie. Z leżącego na półce laptopa leciała piosenka, a włodarczykowe usta w tym momencie pieściły moją szyję. Prawa ręka automatycznie powędrowała na jego udo. Delikatnie przez materiał brązowych spodni masowałam jego nogę, a siatkarz wydawał z siebie ciche pomruki. Uniosłam się na kanapie i usiadłam na kolanach chłopaka. Wojtek składał pocałunki na moich obojczykach, dekolcie. Liczył na coś, a nie miał na co. Postanowiłam się z nim trochę jednak podroczyć. Po kilku minutach wstałam i jak gdyby nigdy nic poszłam wziąć prysznic. Po szybkim odświeżeniu się owinęłam ciało tylko białym ręcznikiem i udałam się do sypialni, gdzie był przyjmujący. Siedział na skraju łóżka i przeglądał coś w telefonie.
-No już myślałem, że się nie doczekam. - westchnął i od razu do mnie podszedł. - Ty to robisz specjalnie, prawda?
Po chwili Wojciech kontynuował swoje dzieło. Pozostawiał na mojej skórze gorące ślady. W końcu wsunął swoją dłoń pod ręcznik i ulokował ją na moim pośladku, lekko go ściskając. Cicho jęknęłam.
-Julian! - warknęłam przez zęby.
Włodarczyk jakby w amoku w ogóle mnie nie słyszał. Dopiero po kilku sekundach zorientował się, co właśnie powiedziałam.
-Czekaj, co? Julian? Nienawidzę rodziców za to imię.
-Słodkie jest. Julian, Julek, Juleczek. Nie uważasz? - droczyłam się z nim.
-Nie.
Zaraz później sprawił, że biały ręcznik ot tak spadł na ziemię - legł u jego stóp niczym największe siatkarskie trofeum. Nadal całował każdy skrawek mojego nagiego w tamtej chwili ciała, a ja mu po prostu na to pozwalałam.
-Wojciechu Julianie Włodarczyku!
-O nie, teraz już przegięłaś.
Podniósł mnie i położył na łóżku. Klęknął okrakiem nad moim ciałem i najpierw ściągnął granatową koszulkę, a następnie wziął się za rozpinanie skórzanego paska. Powstrzymałam go jednak. Ułożyłam swoją bladą dłoń na jego i paznokciem delikatnie podrapałam go po brzuchu.
-Nic z tego dziś nie będzie. - szepnęłam, a wojtkowe oczy przypominały rozmiarami pięciozłotówki.
-O czym ty do mnie rozmawiasz?
-Nie możemy. Jutro masz mecz.
-Ale gramy z Gdańskiem, więc napewno nie wyjdę ani razu na boisko. - jęknął.
Nic z tego. Zepchnęłam go z siebie i zakopałam w ciemnej kołdrze, wcześniej gasząc lampkę.
-Będziesz spać nago? - szepnął mi do ucha. Wiedział, że ten głos na mnie działa.
-Tak.
Nagle poczułam jego dłoń na swoim biodrze. Widać, nie miał ochoty rezygnować z walki. Ręka zsunęła się na pośladek i mocno go ścisnął. Ułożyłam się na plecach, a wojtkowe usta miażdżyły skórę mojej szyi. W pokoju było ciemno. Jedynie przez okno padała wąska smuga z ulicznej lampy.
Słyszałam tylko przyśpieszony oddech wiszącego nade mną przyjmującego. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy, które świdrowały moje. I w tym momencie poddałam się. Okazałam się zupełnym brakiem asertywności. Jego usta przywarły do moich. Lekko przygryzał moje wargi, a dłonią pieścił piersi.
-Nienawidzę cię, Włodarczyk.
-Też cię kocham, kotku.

     Jeden. Dwa. Trzy. Otwieram oczy. Śmierć mojego brata jest zdecydowanie jednym z najgorszych snów jakie kiedykolwiek mi się śniły. Podciągnęłam wyżej kołdrę i wtuliłam się we Włodarczyka. Była połowa grudnia, zbliżały się święta. Od zeszłego roku nienawidziłam Bożego Narodzenia. To właśnie dwanaście miesięcy wcześniej między rodzicami zaczynało się coś psuć. Psuć, aż w końcu doprowadziło do rozwodu. Święta w roku dwa tysiące trzynastym miałam spędzić wraz z dziadkami w Piotrkowie Trybunalskim. Robert? Nie wiem. I szczerze mnie to nie obchodziło. Po kilku minutach Włodarczyk zaczął się budzić. Te jego roześmiane oczy sprawiały, że cieszyłam się z życia.
-Pojedź ze mną na święta do Andrychowa. - powiedział na dzień dobry.
-To zły pomysł.
-Dlaczego?
-To za wcześnie. Z resztą już rozmawiałam z babcią i razem z dziadkiem zapraszali mnie na wigilię. Prosili, żebyśmy przyjechali razem.
-Obiecałem, że w wigilię przyjadę do rodziców. Ale w pierwszy, albo w drugi dzień bardzo chętnie.
-Kocham cię.

     Kiedy siatkarz był w łazience, ja parzyłam kawę w kuchni. Zaraz po Wojtku udałam się pod prysznic, jednak kiedy spojrzałam w lustro, natychmiast opuściłam pomieszczenie. Wpadłam w samej bieliźnie do kuchni jak burza.
-Włodarczyk! Patrz, kretynie, co mi zrobiłeś! - wskazałam na swoją szyję, dekolt i ramiona, na których było pełno ciemnych malinek. Wojtek zaczął cieszyć się jak głupi do sera. Przyciągnął mnie do siebie i złożył na moich ustach soczystego buziaka. - Nie odkupisz tym swoich win. Zapomnij, że przyjdę dziś na mecz. Nie pokażę się tak na hali!
-Oj tam..
-No nie "oj tam"! To ja będę świecić oczami! - robiłam wyrzuty. - Albo czekaj. - stanęłam na palcach i tym razem to ja zabawiłam się, robiąc malinki na szyi Wojtka. - Teraz to ty będziesz się wstydził.

     Nie było łatwo, ale udało się wygrać w tie breaku. Energia oszalała, jakby co najmniej była końcówka sezonu. Mogliśmy doliczyć dwa punkty do swojego konta. Siedząca obok mnie Ola wariowała, gdy odczytywano nazwisko zawodnika, który otrzymał MVP. Gdy usłyszała Kłos zwariowała w zupełności. Karol zaliczył naprawdę dobry mecz. Co do Wojtka - wyszedł na boisko. W momencie, gdy stanął na parkiecie spojrzał w moją stronę, a ja posłałam mu triumfujący uśmiech. Dwie akcje później wrócił do kwadratu.. Trzeba było się mnie słuchać dzień wcześniej, a nie..
-Gratuluję! - pisnęła Ola i rzuciła się na szyję środkowemu, który razem z Włodarczykiem podszedł do band reklamowych. - Ej, ej, Wojtuś. Co ty tu masz? - blondynka podeszła do przyjmującego i potarła palcem wskazującym jego szyję. - Widzę, że ktoś tu się nieźle bawił w nocy...
Automatycznie zaczęłam poprawiać chustkę na szyi. Środkowy to zauważył.
-Karolina też zaliczyła ciekawą noc.. - wtrącił Kłos. - Patrząc na to, co ma pod tą chustką...
Spaliłam się ze wstydu, Włodarczyk...

-Babciu, ale ja ci pomogę. - kłóciłam się z matką mojego ojca, kiedy po kolacji wigilijnej nie pozwalała mi sobie pomóc.
-Karolcia, siadaj, ja już tu mam wszystko posprzątane. Idź, zapytaj się dziadka czy napije się herbaty.
Już po dziesięciu minutach siedziałam w salonie państwa Olczak. Podkurczone pod samą brodę nogi zapewniały mi ciepło, mimo że w mieszkaniu dziadków było zanadto gorąco. Biała komórka co chwila wibrowała dając znak, że przyszła wiadomość. Z uśmiechem przepraszałam krewnych i szybko odpisywałam Włodarczykowi.
-Kiedy ten twój Wojtuś tu przyjedzie, co? - zapytała kobieta, stawiając na stoliku tackę z trzema szklankami w grubego szkła. - Chciałabym go wreszcie poznać.
-Basia... Daj spokój dziewczynie..
-Przyjedzie jutro. - odpowiedziałam chowając telefon do kieszeni jasnych dżinsów.

Będę jutro pod wieczór. Jazda zajmie mi jakieś trzy godzinki.
Tęsknię. W.

     Obudziłam się kilkanaście minut po dziewiątej. Znajdowałam się w jasnym pokoju na poddaszu, w którym jako dziecko spędzałam czas podczas wakacji i ferii u dziadków. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Mała żółta koperta informowała o nieodczytanym esemesie. Szybko otworzyłam skrzynkę, ale czekała mnie tylko reklama od operatora. Szybko przebrałam się w ciemne spodnie i jasną koszulkę, a później zeszłam na dół, gdzie czekali na mnie dziadkowie i świąteczne śniadanie. Babcia ponagliła mnie, żebym zajęła miejsce przy stole, a następnie wciskała we mnie ogromne ilości jajecznicy.
     Dzień zleciał niesamowicie szybko. Cały czas odliczałam godziny i minuty do przyjazdu Wojtka. Dziadek co rusz sprawdzał, czy aby napewno wiśniówka, którą przygotował znajduje się w kredensie, czy może babcia jej nie schowała. Kiedy wreszcie po siedemnastej na podjeździe domu pojawił się czarny volkswagen passat podskoczyłam z podekscytowania i niedbale zarzucając na siebie bluzę przyjmującego, którą wszędzie ze sobą zabierałam, pobiegłam się z nim przywitać. Wybiegłam z jednorodzinnego domu trzaskając drzwiami i rzuciłam się chłopakowi na szyję.
-Aż tak się stęskniłaś? - zaśmiał się czule mnie całując. - Nie widzieliśmy się tylko dwa dni.
-Aż dwa dni! Chodź, bo dziadek nie wytrzyma i za chwilę sam otworzy tę wiśniówkę.

Dziadkowie byli pod wrażeniem przyjmującego. Babcia zachwycała się nim - że siatkarz, że przystojny, że mądry. Dziadek nareszcie doczekał się chwili otwarcia niewielkiej karafki z wiśniowym alkoholem. Wojtkowy stres jakby wyparował. Opowiadał dziadkom o grze w Skrze, o Austrii, o swojej rodzinie. Wspominał nawet o kadrze. Po dwudziestej drugiej uprzednio żegnając się z gospodarzami, udaliśmy się do mojego pokoju na piętrze. Po kolei zajęliśmy łazienkę i już po dwudziestu minutach leżeliśmy w łóżku. Wojtek opowiadał o świętach w Andrychowie, a później postanowiliśmy, że prezentami wymienimy się następnego dnia. Kiedy już zgasiliśmy lampki i chcieliśmy pójść spać, mój telefon zaczął wibrować. Spojrzałam na wyświetlacz i odechciało mi się wszystkiego.
-Kto dzwoni? - zapytał przyjmujący.
-Mama...
-Odbierz. Może to coś ważnego. Nie dzwoniłaby o tej porze z błahostką.
-Halo? - zapytałam przesuwając wcześniej zieloną słuchawką po ekranie. - Mamo..?

***

Bry!
Miał być w sobotę - zabrakło mi czasu.
Miał być w niedzielę - szybki telefon "jedziesz ze mną" no i muszę wyjść z domu.
Miał być dziś po południu - "Pojedziesz do Bielska do castoramy, bo mi farby zabrakło?", a pote jeszcze odbierałam telefon z naprawy.. mój kochanieńki wreszcie do mnie wrócił 

Pees. Nie wiem, kiedy Idealni. Ja muszę ogarnąć swoje sprawy, Win ma zaliczenia. Do ósmego lipca nie ma szans.
Pees2. Wybaczcie, jeśli dłużej nie będzie nowego rozdziału. Tak, jak pisałam, muszę ogarnąć parę spraw. Możliwe, że nawet nie będę miała dostępu do komputera.

Idę ogarnąć telefon, bo całkowicie został sformatowany. AVE Gościu naprawiający eldżika 
Em.

niedziela, 14 czerwca 2015

Sen dziewiąty

     Ręka Tomasza sunęła coraz wyżej, a ja stałam sparaliżowana. Nie mogłam nic zrobić.. Ruszyć się. Krzyknąć. Modliłam się, żeby Wojtek w tym momencie pojawił się
 w mieszkaniu. Dotyk mężczyzny palił. I to w ten najmniej przyjemny sposób. Bałam się. Cholernie się bałam. Nie miałam pojęcia, gdzie była Anka. Kiedy tomaszowa dłoń wsunęła się pod moją koszulkę, odskoczyłam jak poparzona.
-Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknęłam. - Myślisz, że jak już ruchasz Ankę, to koleżankę przy okazji też możesz?!
-Kochanie, spokojnie. Wojtusia nie ma.. Możemy się przecież zabawić...
Przyciągnął mnie do siebie i ulokował ręce na pośladkach. Ustami błądził po mojej szyi, a ja znów nie potrafiłam zareagować. Ostatkami sił warknęłam:
-Powiedziałam coś! Spierdalaj, staruchu!
Wyrwałam się z jego uścisku i złapawszy leżącą w przedpokoju walizkę opuściłam mieszkanie. Biegnąc po schodach o mało co nie zabiłam się o własne nogi. Kółka torby podróżnej głośno stukały o jasne płytki, a ja jak w jakimś amoku pragnęłam dostać się do Włodarczyka. Gdy wybiegłam z klatki, ujrzałam go opartego o maskę samochodu. Grudniowy wiatr lekko rozwiewał jego włosy, a słońce sprawiało, że robił śmieszną minę.Mocno wtuliłam się w jego klatkę piersiową szukając bezpiecznego miejsca. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale szybko starłam ją ze skóry. Wojtek jednak to zauważył.
-Ej, co jest? - zapytał odsuwając mnie lekko od siebie.
-Jedźmy już, proszę. 

     Po dziesięciu minutach byliśmy już w mieszkaniu przyjmującego. Chłopak walizkę odstawił do sypialni, a później zagotował wodę i przygotował nam tradycyjnie po gorącej czekoladzie. Nie wiedziałam czy to wszystko ma w ogóle jakikolwiek sens. Po co miałam się do niego wprowadzać na te kilka dni? To i tak by niczego nie zmieniło. Odkąd spotykałam się z Włodarczykiem, Anka zmieniła nastawienie do mnie. Nie było jak dawniej. Nie spędzałyśmy razem czasu, nie wychodziłyśmy na zakupy, nie bawiłyśmy się. Czułam, że wszystko się sypie. Odcięła się. Bywały dni, że nawet ze sobą nie rozmawiałyśmy. Wracałam wieczorami od Wojtka, wymieniłyśmy dwa zdania, a następnie brunetka zamykała się w swojej sypialni i nie wychodziła już stamtąd do końca dnia. Spojrzałam za okno. Było samo południe. Co chwilę po ulicy przejeżdżał jakiś samochód, czasem ktoś szedł pieszo. Mimo niewielkiej ilości śniegu grupka dzieci lepiła bałwana, albo po prostu rzucała się śnieżkami. Zazdrościłam im tej beztroski. Tego, że jedynym ich zmartwieniem jest przymus chodzenia do szkoły. 
-Emmm... Co? - zapytałam, zauważywszy stojącego od dobrych kilkunastu sekund nade mną siatkarza. - Przepraszam, zamyśliłam się.
-Karol. Co się dzieje? Trzeci raz już pytam czy wolisz na obiad kurczaka czy spaghetti. 
Zdecydowałam się. Jeśli nie powiedziałabym mu tego w tamtym momencie, zapewne dowiedziałby się w złych okolicznościach, albo w ogóle.
-Kiedy na mnie czekałeś rano.. Ten cały Tomasz był w naszym mieszkaniu. Kiedy się spakowałam, weszłam jeszcze do kuchni. Anka gdzieś wyparowała, a on.. - chlipnęłam. Po chwili poczułam jak prawa ręka Wojtka delikatnie gładzi moje plecy. - A on dobierał się do mnie.
-Co? - zapytał cicho, jakby chcąc potwierdzić, że się przesłyszał. - Zabiję gnoja.
Dłonie chłopaka automatycznie zacisnęły się w pięść. Uderzył nimi mocno o parapet, a ja skuliłam się jeszcze bardziej. Przyłożyłam blady policzek do zimnej szyby, chcąc zminimalizować ilość napływających do oczu łez.
-Nie, Wojtek. Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego.
-Jesteś moją kobietą. Nikt nie ma prawa ci nic zrobić, rozumiesz? - zamknął mnie w mocnym uścisku. - Jestem od tego, żeby cię chronić.

     W ciszy zjedliśmy przygotowany przez Wojtka obiad, a następnie, ciepło się ubierając, udaliśmy się na krótki spacer przed wieczornym treningiem chłopaka. Siatkarz uparł się, że na halę jadę z nim. Nie miałam nic do gadania. Czułam się jak mała dziewczyna, nie potrafiąca nawet zawiązać sobie dobrze butów. Tłumacząc mu, że potrafię, że dam sama radę tylko pogarszałam sytuację, ponieważ nadopiekuńczy pan Włodarczyk robił wszystko co mógł, by tylko mi pomóc. A przyjmując tę pomoc czułam się w pewien sposób od niego uzależniona.

     Piątkowy poranek powitał mnie okropną pogodą. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu - ósma trzydzieści siedem. Odwróciłam się, by choć trochę ogrzać się przytulając do Wojtka. Podniosłam się na łokciu, ale przyjmującego obok mnie nie było. Po chwili usłyszałam rozbijające się na płytkach jakieś szklane naczynie i siarczysty wulgaryzm padający z ust chłopaka. Szybko odkopałam się z białej pościeli i zarzuciwszy na ramiona bluzę, udałam się do kuchni. Przy kuchennym kranie w samych bokserkach stał siatkarz i trzymał lewą dłoń pod bieżącą wodą.
-Co się stało? - zapytałam zaspana ogarniając wzrokiem pomieszczenie. Na ciemnych płytkach dało się zauważyć śniadanie.. a raczej to co z niego zostało.
-Zrobiłem śniadanie. Chciałem wyjść z kuchni i walnąłem się w tą cholerną deskę! - wskazał na kawałek drewna wystającego z mebli. - Nie dość, że rękę rozciąłem na szkle to jeszcze śniadanie idzie do kosza! 
-Daj tę rękę. - powiedziałam delikatnie gładząc jego ramię, a zaraz potem z górnej półki wyjęłam apteczkę. 
Wojtek zakręcił kran z zimną wodą i ostrożnie wyciągnął zranioną dłoń w moją stronę. Rozciął sobie całą wewnętrzną jej część. Rana nie była szeroka, jednak zaniepokoiłam się lekko. Nakazałam mu usiąść z następnie zajęłam się opatrywaniem jego ręki.
-No kochanieńki.. Nie wiem czy z tym nie trzeba będzie jechać do szpitala.. 
-Nie, nie, nie. Żadnych szpitali. Nic mi nie jest.
-Napewno? - zapytałam polewając brzegi rany wodą utlenioną, a Włodarczyk syknął. - Właśnie widać.. 
-Na prawdę nic mi nie jest. - westchnął, gdy owijałam jego rękę bandażem. - Dziękuję.
Przyciągnął mnie do siebie i usadził na kolanach. Wtulił moje ciało w swoje. Milczeliśmy. Mnie taka cisza odpowiadała. Jemu chyba też. Po kilku minutach delikatnie pogładził moją nagą nogę i westchnął.
-Przepraszam.
-Za co? - zdziwiłam się.
-Gdyby nie ja to nie kłóciłabyś się z Anką.
-Nie mów tak. To jak między nami jest nie jest twoją winą. - podniosłam jego podbródek i spojrzałam w te cholernie czekoladowe tęczówki. - To tylko ona pieprzy sobie życie, a ja chcąc jej pomóc po raz kolejny dostaję po dupie.
-Karol.. - westchnął po raz kolejny i ułożył swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi. - Chodźmy na śniadanie do Buenos.. 

     Pochłonięta czytaniem ostatniego rozdziału książki poleconej mi przez dziewczynę Kłosa, nie zwracałam uwagi na otaczający mnie świat. Lektura pochłonęła mnie doszczętnie. Poznając historię głównej bohaterki powieści utożsamiałam się z dziewczyną. Dopiero gdy na miejscu obok wylądował Włodarczyk powróciłam do rzeczywistości. Trzymał w dłoni mój telefon. Zrobiłam zdezorientowaną minę.
-Dzwoni już od kilku minut. - wcisnął mi komórkę w dłoń i udał się do łazienki.
Spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniało moje i Wojtka zdjęcie podczas jednego z wypadów na Słok. Kilka nieodebranych połączeń od Jabłeckiej? W rogu ekranu widniała żółta koperta. Otworzyłam wiadomość i nieźle się zdziwiłam.

Nie rozumiem dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonów. Nieważne.
Chciałam ci tylko przekazać, że albo ja albo on. Nie ma pomiędzy.
Wyprowadzam się do Tomka. Klucze zostawiłam u dozorcy.
Zrób z nimi co chcesz. I tak pewnie dasz je Wojtusiowi.
Jak się zdecydujesz znasz mój numer. Anka.

Rzuciłam telefonem o fotel stojący naprzeciwko. Jedna z najważniejszych dla mnie osób w życiu postawiła mi ultimatum. I co miałam wybrać? Ją? Przyjaciółkę, której facet chciał mnie zgwałcić? Przyjaciółkę, która powiedziała, że mam nie mieszać się w jej życie? Czy jego? Chłopaka, który mnie kocha i którego kocham ja? Chłopaka, który zrobiłby dla mnie wszystko? Odpowiedź była chyba prosta...
Po wyjściu z łazienki Włodarczyk natychmiast do mnie podbiegł. Chwycił moją twarz w dłonie i zmusił, żebym na niego popatrzyła. Tusz spływał z moich oczu strumieniami, a ja nie potrafiłam zatamować łez.
-Karolina, powiedz mi co się znowu dzieje! - zażądał.
Podałam mu odblokowany telefon, a on szybko odczytał treść wiadomości. Musiałam wybrać, a on bał się, że wybiorę Jabłecką. I tak rozpoczął się ten koszmar..


***

Miało być wczoraj, ale jak zwykle  nie wyszło. Ogłaszam żałobę narodową, ponieważ z tego czegoś robi się chłam stulecia i już nie potrafię pisać. O ile kiedyś potrafiłam. [*]
Niestety, oba mecze z USA zakończone porażką. Mimo chęci wstania w nocy, by dopingować chłopaków, mój organizm odmówił posłuszeństwa.. Dajcie mi wakacje. Ale miałam swoich wysłanników z Kęt w Chicago i oni robili co mogli. Teraz trzymamy kciuki za kadrę B :)

Em.

Pees. Dajcie mi listopad i sezon. Tak bardzo tęsknię za halą pod Dębowcem i moim stałym miejscem za bandami... ;c

niedziela, 7 czerwca 2015

Sen ósmy

     Siedziałam w swoim samochodzie pod rzeszowskim hotelem. Krople deszczu obijały mocno o szyby, a łzy lecące z moich oczu spadały na ciemną tapicerkę. Czekałam na Wojciecha. Po pięciu minutach usłyszałam jak ktoś puka w szybę. Wzdrygnęłam się. Na zewnątrz w krótkich spodenkach i niedbale zarzuconej na ramiona bluzie stał Włodarczyk; a przecież kończył się listopad! Odblokowałam zamek, a przyjmujący, nie czekając na nic, otworzył drzwi i porwał mnie w swoje ramiona.
-Boże, Karolina! Co się dzieje?! - stał przerażony i gładził prawą ręką moje plecy.
-Moja przyjaciółka popełnia największy błąd swojego życia, a ja, chcąc jej pomóc, dostaję po dupie.
-Karol... - przytulił mnie mocniej do swojego ciała. - Chodź. Będziesz chora.

     Zabrałam swoją torbę i zamknęłam samochód. Włodarczyk pociągnął mnie za rękę w kierunku wejścia do hotelu. Protestowałam. W sumie.. Po co ja tu tak naprawdę przyjechałam? Czego oczekiwałam? Chyba po prostu chciałam, by mnie przytulił. By zamknął z tych swoich silnych ramionach. By przyciągnął do siebie i już nigdy nie wypuścił. Po chwili jechaliśmy windą do części hotelowej. Czarna torba wisiała na ramieniu siatkarza, a on sam delikatnie gładził moje plecy i wycierał mokre policzki.
-Wojtek, ja nie mogę tu zostać. - chlipnęłam.
-Możesz. Pogadam z Miguelem i nikt się nie dowie. Jutro po meczu wrócimy do Bełchatowa, i zostaniesz na jakiś czas u mnie. Musisz mi tylko powiedzieć co się stało.
Chwilę później siedziałam już na łóżku Wojtka, a on sam siedział tuż obok. Znajdujący się naprzeciw mnie Maciek próbował pomóc jednak niewiele zdziałał. Przyjmujący poprosił go, by na chwilę nas zostawił samych. Muzaj przytulił mnie i zapewniając, że wszystko będzie dobrze opuścił pokój.
-Jeszcze raz, od początku.
-Anka przyprowadziła do domu jakiego starego dziada. - byłam bezpośrednia. - Wszystko okej. Do czasu, gdy powiedziała mi, że to jej facet. Starałam się być miła, uprzejma. Kiedy wyszedł z mieszkania zapytałam wprost co ona sobie wyobraża. A ta na to, że nam do łóżka nie zagląda, że mam się trzymać ciebie, że to wszystko to nie moja sprawa.. Wojtek, wytrzymałbyś?
-Cś.. - wtulił mnie w siebie, a ja wybuchnęłam. 
Cała jego czarna klubowa koszulka była mokra od moich łez. Traciłam przyjaciółkę. Przyjaciółkę, która była w najgorszych momentach mojego życia. Która zawsze mnie ratowała. Nieodwracalnie ją traciłam. Włodarczyk zaparzył mi gorącą herbatę i szczelnie okrył kocem. Po chwili jednak udał się do trenera. Naprawdę nie było mi to na rękę. Chciałam zatrzymać się tam na własną odpowiedzialność. Gdy wrócił, powiedział, że zostaję tu z nim, a jutro jadę z całą drużyną na Podpromie.
-Kochanie, nie przyjmuj się. Może powiedziała tak w przypływie złości. Napewno nie zrobiła tego specjalnie. - starał się mnie pocieszyć.
-Nie? Wojtek.. Ona oszalała.

     Wzięłam szybki prysznic, a gdy wróciłam z łazienki w pokoju znajdował się już Maciek. Uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Przyjmujący musiał mu już powiedzieć, że nie jest najlepiej i pewnie prosił o to, by atakujący o nic nie pytał. Włączyłam telefon. Trzy połączenia od Anki i dziewiętnaście od Wojtka. Widać komu zależało bardziej. Spojrzałam na leżącego w łóżku chłopaka. Uśmiechnął się w moim kierunku i uchylił kołdrę wskazując, że moje miejsce jest obok niego. Westchnęłam, ale położyłam się koło siatkarza. Włodarczyk przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
-Tylko grzecznie mi tu. - zaśmiał się cicho Maciek. - Jestem obok i nie chcę słyszeć w nocy dziwnych odgłosów.
Spojrzałam na Wojtka, który tylko pokręcił głową. Złożył na mojej skroni delikatny pocałunek, po czym szepnął ciche dobranoc, kochanie i zgasił lampkę.

     Czternasta czterdzieści pięć i ja, siedząca w koszulce Włodarczyka, na rzeszowskim Podpromiu. Spojrzałam w kierunku ławki, przy której ustawiona była wyjściowa szóstka, a wśród niej mój mistrz. Właśnie w tym momencie zwrócił wzrok w moją stronę, a ja ukazałam zaciśnięte kciuki. Pierwszy gwizdek. Maszyna ruszyła. Mecze w Rzeszowie nigdy nie były łatwe. Napewno przyczyniał się do tego doping kibiców, którzy zawsze byli ze swoją drużyną. Ale przecież bełchatowscy fanatycy siatkówki też tam byli! I to w niemałej ilości. Spotkanie było zacięte. Włodarczyk dawał z siebie dwieście procent i między innymi dzięki jego świetnemu przyjęciu Skra pokonała Resovię w czterech setach. Radość chłopaków była nie do opisania...
-Ja prowadzę. - rzucił Włodarczyk wyrywając mi z dłoni kluczyki do mojego samochodu.
-Chyba kpisz.
-Coś nie pasuje? - zapytał z chytrym uśmieszkiem.
-To, że dostałeś statuetkę dla najlepszego zawodnika, nie upoważnia cię do prowadzenia mojego samochodu. Także z łaski swojej oddaj mi te kluczyki, a sam pakuj te walizki, bo pojedziesz autobusem z chłopakami.
Zatrzymał się przy bagażniku i spojrzał na mnie z miną nie zrobisz ze mnie idioty, a następnie, chowając kluczyki do tylnej kieszeni spodni, spakował swoje torby. Chciałam go wziąć na sposób. Podeszłam do niego od tyły i niby chcąc go przytulić, delikatnie wsunęłam swoją dłoń do jego kieszeni. Zaśmiał się tylko i złapał moją rękę.
-Takie przyjemności może zostawmy na wieczór, co? - poruszył brwiami.
-Pff. Chciałbyś.

      Nie dał się. Musiałam mu pozwolić prowadzić. Nieswojo czułam się na miejscu pasażera na tak długiej trasie. Po dwudziestej siatkarz zaparkował na swoim osiedlu. Mimo wszystko wolałam wrócić do swojego mieszkania. Wojtek jednak się nie zgodził.
-Kilka dni. - oznajmił. - Potem nic na siłę.
Zmiękłam. Ruszyłam za przyjmującym do jego bloku. Zaraz po przekroczeniu progu, Wojtek odstawił walizki do sypialni i poszedł postawić wodę na herbatę. Listopad nie był wcale tak ładny jak zapowiadano. Nie było dnia, by nie padał deszcz. Końcem miesiąca pojawiły się nawet pierwsze śniegi. Po pięciu minutach bezcelowego wpatrywania się w panoramę miasta, Włodarczyk wcisnął mi w dłonie czarny kubek z logo Skry, a w nim parującą ciesz pachnącą malinami.
-Z sokiem domowej roboty. - uśmiechnął się i założył mi za ucho niesforny kosmyk ciemnych włosów. -  Kochana mamusia mi wcisnęła. Masz więcej rzeczy przy sobie?
-Niekoniecznie.
-To jutro skoczymy.

      Zaczął rozpakowywać torby. Z zainteresowaniem przyglądałam się siedzącemu na ziemi i trzymającemu przed sobą walizkę Wojtkowi. W pewnym momencie ostrożnie wyjął statuetkę i wstał, by ustawić ją na półce. Gdy miał postawić już nagrodę na dębowej płycie, zawahał się. Zabrał ją i podszedł do mnie.
-Jest twoja. - szepnął. - Jesteś moją motywacją. To dzięki tobie wstaję każdego dnia i idę na trening, bo wiem, że się opłaca.. że przyniesie efekt. Dziękuję ci. Tylko.. Miśku, no.. Nie płacz.
Otarł spływające po moim policzku łzy. Spojrzałam na statuetkę. Po raz kolejny przekonałam się, że naprawdę mnie kocha.

     Kwadrans po godzinie jedenastej zatrzymaliśmy się po moim blokiem. Wyjrzałam za szybę. Okno w kuchni było uchylone. Poprosiłam chłopaka, by na mnie zaczekał. Góra piętnaście minut i będę. Weszłam do mieszkania i od progu nie dało się postawić ani kroku. Wszędzie walały się puste butelki po różnych napojach, buty, ubrania. Gdy dotarłam do salonu doznałam szoku. Na kanapie, jak gdyby nigdy nic, siedzieli Anna i Tomasz. Ten facet mnie obrzydzał. Co z tego, że był przystojny? To, że w jego wieku był związku z moją "przyjaciółką" wzbudzało we mnie odruchy wymiotne. Spojrzałam na nich z pogardą i udałam się do swojej sypialni. Złapałam większą torbę i pakowałam jak leci. Tak, by starczyło mi na kilka dni. Dodatkowo zabrałam swojego laptopa oraz kilka innych mniej lub bardziej potrzebnych rzeczy. Zamknęłam pokój na klucz i wrzuciłam pęk do torebki. Weszłam jeszcze do kuchni, gdzie przebywał starszy. Zabierałam z półki plastikową butelkę z wodą mineralną, gdy poczułam jego rękę na moim biodrze.
-Spierdalaj, staruchu. - warknęłam, ale ten nic sobie z tego nie robił.
-Będziesz grzeczna to nic ci się nie stanie.
Zamarłam.

***

Witam.
Wróciłam.
Never more na Gubałówkę na nogach.
Nie polecam.
Zakopane, widziane po raz enty jest przepiękne!
22:09 - Otwarłam sobie okno, bo upał, bo moskitiera na oknie, luz... A tu nagle ĆMA! Olbrzymia ćma. Ratunku.

Jutro jadę do Andrychowa. Módlcie się, żeby Władek wrócił z tej cholernej Częstochowy! Muszę go spotkać po raz czwarty xD

Em.