Ręka Tomasza sunęła coraz wyżej, a ja stałam sparaliżowana. Nie mogłam nic zrobić.. Ruszyć się. Krzyknąć. Modliłam się, żeby Wojtek w tym momencie pojawił się
w mieszkaniu. Dotyk mężczyzny palił. I to w ten najmniej przyjemny sposób. Bałam się. Cholernie się bałam. Nie miałam pojęcia, gdzie była Anka. Kiedy tomaszowa dłoń wsunęła się pod moją koszulkę, odskoczyłam jak poparzona.
-Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknęłam. - Myślisz, że jak już ruchasz Ankę, to koleżankę przy okazji też możesz?!
-Kochanie, spokojnie. Wojtusia nie ma.. Możemy się przecież zabawić...
Przyciągnął mnie do siebie i ulokował ręce na pośladkach. Ustami błądził po mojej szyi, a ja znów nie potrafiłam zareagować. Ostatkami sił warknęłam:
-Powiedziałam coś! Spierdalaj, staruchu!
Wyrwałam się z jego uścisku i złapawszy leżącą w przedpokoju walizkę opuściłam mieszkanie. Biegnąc po schodach o mało co nie zabiłam się o własne nogi. Kółka torby podróżnej głośno stukały o jasne płytki, a ja jak w jakimś amoku pragnęłam dostać się do Włodarczyka. Gdy wybiegłam z klatki, ujrzałam go opartego o maskę samochodu. Grudniowy wiatr lekko rozwiewał jego włosy, a słońce sprawiało, że robił śmieszną minę.Mocno wtuliłam się w jego klatkę piersiową szukając bezpiecznego miejsca. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale szybko starłam ją ze skóry. Wojtek jednak to zauważył.
-Ej, co jest? - zapytał odsuwając mnie lekko od siebie.
-Jedźmy już, proszę.
Po dziesięciu minutach byliśmy już w mieszkaniu przyjmującego. Chłopak walizkę odstawił do sypialni, a później zagotował wodę i przygotował nam tradycyjnie po gorącej czekoladzie. Nie wiedziałam czy to wszystko ma w ogóle jakikolwiek sens. Po co miałam się do niego wprowadzać na te kilka dni? To i tak by niczego nie zmieniło. Odkąd spotykałam się z Włodarczykiem, Anka zmieniła nastawienie do mnie. Nie było jak dawniej. Nie spędzałyśmy razem czasu, nie wychodziłyśmy na zakupy, nie bawiłyśmy się. Czułam, że wszystko się sypie. Odcięła się. Bywały dni, że nawet ze sobą nie rozmawiałyśmy. Wracałam wieczorami od Wojtka, wymieniłyśmy dwa zdania, a następnie brunetka zamykała się w swojej sypialni i nie wychodziła już stamtąd do końca dnia. Spojrzałam za okno. Było samo południe. Co chwilę po ulicy przejeżdżał jakiś samochód, czasem ktoś szedł pieszo. Mimo niewielkiej ilości śniegu grupka dzieci lepiła bałwana, albo po prostu rzucała się śnieżkami. Zazdrościłam im tej beztroski. Tego, że jedynym ich zmartwieniem jest przymus chodzenia do szkoły.
-Emmm... Co? - zapytałam, zauważywszy stojącego od dobrych kilkunastu sekund nade mną siatkarza. - Przepraszam, zamyśliłam się.
-Karol. Co się dzieje? Trzeci raz już pytam czy wolisz na obiad kurczaka czy spaghetti.
Zdecydowałam się. Jeśli nie powiedziałabym mu tego w tamtym momencie, zapewne dowiedziałby się w złych okolicznościach, albo w ogóle.
-Kiedy na mnie czekałeś rano.. Ten cały Tomasz był w naszym mieszkaniu. Kiedy się spakowałam, weszłam jeszcze do kuchni. Anka gdzieś wyparowała, a on.. - chlipnęłam. Po chwili poczułam jak prawa ręka Wojtka delikatnie gładzi moje plecy. - A on dobierał się do mnie.
-Co? - zapytał cicho, jakby chcąc potwierdzić, że się przesłyszał. - Zabiję gnoja.
Dłonie chłopaka automatycznie zacisnęły się w pięść. Uderzył nimi mocno o parapet, a ja skuliłam się jeszcze bardziej. Przyłożyłam blady policzek do zimnej szyby, chcąc zminimalizować ilość napływających do oczu łez.
-Nie, Wojtek. Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego.
-Jesteś moją kobietą. Nikt nie ma prawa ci nic zrobić, rozumiesz? - zamknął mnie w mocnym uścisku. - Jestem od tego, żeby cię chronić.
W ciszy zjedliśmy przygotowany przez Wojtka obiad, a następnie, ciepło się ubierając, udaliśmy się na krótki spacer przed wieczornym treningiem chłopaka. Siatkarz uparł się, że na halę jadę z nim. Nie miałam nic do gadania. Czułam się jak mała dziewczyna, nie potrafiąca nawet zawiązać sobie dobrze butów. Tłumacząc mu, że potrafię, że dam sama radę tylko pogarszałam sytuację, ponieważ nadopiekuńczy pan Włodarczyk robił wszystko co mógł, by tylko mi pomóc. A przyjmując tę pomoc czułam się w pewien sposób od niego uzależniona.
Piątkowy poranek powitał mnie okropną pogodą. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu - ósma trzydzieści siedem. Odwróciłam się, by choć trochę ogrzać się przytulając do Wojtka. Podniosłam się na łokciu, ale przyjmującego obok mnie nie było. Po chwili usłyszałam rozbijające się na płytkach jakieś szklane naczynie i siarczysty wulgaryzm padający z ust chłopaka. Szybko odkopałam się z białej pościeli i zarzuciwszy na ramiona bluzę, udałam się do kuchni. Przy kuchennym kranie w samych bokserkach stał siatkarz i trzymał lewą dłoń pod bieżącą wodą.
-Co się stało? - zapytałam zaspana ogarniając wzrokiem pomieszczenie. Na ciemnych płytkach dało się zauważyć śniadanie.. a raczej to co z niego zostało.
-Zrobiłem śniadanie. Chciałem wyjść z kuchni i walnąłem się w tą cholerną deskę! - wskazał na kawałek drewna wystającego z mebli. - Nie dość, że rękę rozciąłem na szkle to jeszcze śniadanie idzie do kosza!
-Daj tę rękę. - powiedziałam delikatnie gładząc jego ramię, a zaraz potem z górnej półki wyjęłam apteczkę.
Wojtek zakręcił kran z zimną wodą i ostrożnie wyciągnął zranioną dłoń w moją stronę. Rozciął sobie całą wewnętrzną jej część. Rana nie była szeroka, jednak zaniepokoiłam się lekko. Nakazałam mu usiąść z następnie zajęłam się opatrywaniem jego ręki.
-No kochanieńki.. Nie wiem czy z tym nie trzeba będzie jechać do szpitala..
-Nie, nie, nie. Żadnych szpitali. Nic mi nie jest.
-Napewno? - zapytałam polewając brzegi rany wodą utlenioną, a Włodarczyk syknął. - Właśnie widać..
-Na prawdę nic mi nie jest. - westchnął, gdy owijałam jego rękę bandażem. - Dziękuję.
Przyciągnął mnie do siebie i usadził na kolanach. Wtulił moje ciało w swoje. Milczeliśmy. Mnie taka cisza odpowiadała. Jemu chyba też. Po kilku minutach delikatnie pogładził moją nagą nogę i westchnął.
-Przepraszam.
-Za co? - zdziwiłam się.
-Gdyby nie ja to nie kłóciłabyś się z Anką.
-Nie mów tak. To jak między nami jest nie jest twoją winą. - podniosłam jego podbródek i spojrzałam w te cholernie czekoladowe tęczówki. - To tylko ona pieprzy sobie życie, a ja chcąc jej pomóc po raz kolejny dostaję po dupie.
-Karol.. - westchnął po raz kolejny i ułożył swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi. - Chodźmy na śniadanie do Buenos..
Pochłonięta czytaniem ostatniego rozdziału książki poleconej mi przez dziewczynę Kłosa, nie zwracałam uwagi na otaczający mnie świat. Lektura pochłonęła mnie doszczętnie. Poznając historię głównej bohaterki powieści utożsamiałam się z dziewczyną. Dopiero gdy na miejscu obok wylądował Włodarczyk powróciłam do rzeczywistości. Trzymał w dłoni mój telefon. Zrobiłam zdezorientowaną minę.
-Dzwoni już od kilku minut. - wcisnął mi komórkę w dłoń i udał się do łazienki.
Spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniało moje i Wojtka zdjęcie podczas jednego z wypadów na Słok. Kilka nieodebranych połączeń od Jabłeckiej? W rogu ekranu widniała żółta koperta. Otworzyłam wiadomość i nieźle się zdziwiłam.
Nie rozumiem dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonów. Nieważne.
Chciałam ci tylko przekazać, że albo ja albo on. Nie ma pomiędzy.
Wyprowadzam się do Tomka. Klucze zostawiłam u dozorcy.
Zrób z nimi co chcesz. I tak pewnie dasz je Wojtusiowi.
Jak się zdecydujesz znasz mój numer. Anka.
Rzuciłam telefonem o fotel stojący naprzeciwko. Jedna z najważniejszych dla mnie osób w życiu postawiła mi ultimatum. I co miałam wybrać? Ją? Przyjaciółkę, której facet chciał mnie zgwałcić? Przyjaciółkę, która powiedziała, że mam nie mieszać się w jej życie? Czy jego? Chłopaka, który mnie kocha i którego kocham ja? Chłopaka, który zrobiłby dla mnie wszystko? Odpowiedź była chyba prosta...
Po wyjściu z łazienki Włodarczyk natychmiast do mnie podbiegł. Chwycił moją twarz w dłonie i zmusił, żebym na niego popatrzyła. Tusz spływał z moich oczu strumieniami, a ja nie potrafiłam zatamować łez.
-Karolina, powiedz mi co się znowu dzieje! - zażądał.
Podałam mu odblokowany telefon, a on szybko odczytał treść wiadomości. Musiałam wybrać, a on bał się, że wybiorę Jabłecką. I tak rozpoczął się ten koszmar..
***
Miało być wczoraj, ale jak zwykle nie wyszło. Ogłaszam żałobę narodową, ponieważ z tego czegoś robi się chłam stulecia i już nie potrafię pisać. O ile kiedyś potrafiłam. [*]
Niestety, oba mecze z USA zakończone porażką. Mimo chęci wstania w nocy, by dopingować chłopaków, mój organizm odmówił posłuszeństwa.. Dajcie mi wakacje. Ale miałam swoich wysłanników z Kęt w Chicago i oni robili co mogli. Teraz trzymamy kciuki za kadrę B :)
Em.
Pees. Dajcie mi listopad i sezon. Tak bardzo tęsknię za halą pod Dębowcem i moim stałym miejscem za bandami... ;c